Umysł wadery zalał potok całkiem sprzecznych ze sobą myśli. Nie rozumiała tę dziwną siłę, która splotła ich ścieżki ze sobą i nie odpychała od siebie. Tak jak wcześniej była absolutnie przekonana, że nie chce widzieć się z nikim, ale potrzebuje bycia na zewnątrz, tak obecnie ciężko było jej pojąć, dlaczego ją pociesza i jest z nią cały ten czas.
Dziwne.
Część niej była wściekła za otwieranie się komukolwiek z tą sprawą, gdyż nawet jej najbliższa przyjaciółka pozostawała w niewiedzy, a tu proszę. Czuła, że zdradza tym postępowaniem Pinę. Z drugiej strony była w stanie porozumieć się z basiorem bez problemu, gdyż oboje byli po przejściach. Przerażało ją to na wskroś.
Nie rozumiała, czemu go zwyczajnie nie pogoniła, albo chociaż odepchnęła, kiedy łagodnie owinął swój puchaty ogon wokół niej. Zwyczajnie nie trzymało się to kupy. Przecież teraz zwyczajnie nie mogła wytrzymać, widząc żadnego basiora lub, co gorsza, być przy nim. A co tu mamy? Zbiór samych sprzeczności. Już zamierzała mu powiedzieć o cofnięciu się, przez same nadciągające myśli czuła się niekomfortowo, kiedy uderzył piorun, a tuż po nim rozległ się dźwięk grzmotu, po nim kolejny. Standardowe zjawisko obwieszczające okolicę pory wiosennej, jednak to reakcja samca była zgoła inna, niż można byłoby to zakładać — Yneryth przy drugim grzmocie zwyczajnie uciekł w popłochu w kierunku bliskiego lasu, był tak szybki, że miałby szansę na wygranie wyścigu z jej przyjaciółką. Nim się obejrzała była znowu sama, lecz jej mętny wzrok był skierowany w miejsce zniknięcia samca między drzewami.
Część niej mówiła "zostaw go, niech pójdzie jak najdalej", druga "trzeba sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku" i zanim się obejrzała, nie zrozumiała o przejściu już jednej trzeciej polany. Czemu? Tego nie wiedziała. Nie umiała również wytłumaczyć, czemu bezbłędnie odgadła jego trasę i dlaczego tak szybko, niemal z łatwizną go odnalazła.
Znajdował się w najbardziej zalesionej części pozbawionej widoku nieba, przez co było ciemniej. Siedział tam pochylony z przechyloną do dołu głową, tak spięty, że było to niemal widoczne i namacalne. Wydawał się z trudem oddychać.
Och.
Boi się burzy. Oboje po chwili zorientowali się, że zbliżyła się do niego i usiadła obok, patrząc pusto przed siebie, jej łapa sama poszła i znalazła się na jego grzbiecie.
- Tsumi, co tu robisz? - Spróbował się zapytać normalnie, ale jego napięcie było zbyt mocne do ukrycia. - N-nic się nie stało, wszystko gr-gra...
- Siedź cicho. - mruknęła nieco zbyt sucho, na co zaraz westchnęła. - Nie kłam jak wcześniej.
- O czym mówisz?
- Udawane emocje, nie wyszło ci.
- Ale... Och. - musiał zrozumieć, że wychwyciła ten drobny szczegół.
- Nie musisz mówić, czemu się boisz burzy, każdy się czegoś boi. - Zaraz westchnęła. - Ty poznałeś mój idiotyczny lęk.
- Nie jest...
- Jest, nawet jeśli historia za tym jest zgoła inna... Pozwól sobie pomóc i dać się pocieszyć.
Mówiąc to, zaczęła go delikatnie głaskać małą łapą w celu rozluźnienia jego napiętego ciała. Nie była świadoma, że podczas tego zabiegu, jej oczom wróciła cząstka ciepła.
Yneryth?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 479
Ilość zdobytych PD: 239
Obecny stan: 1560
Brak komentarzy
Prześlij komentarz