Dni zaczęły być coraz chłodniejsze. Na drzewach zostało niewiele liści, coraz częściej padał deszcz. Raquel czuła, że zima zbliża się nieubłaganie. W to południe siedziała w swoim laboratorium, próbowała skupić się na opracowaniu nowego eliksiru, jednak rozmyślania o nadchodzącej porze roku jej na to nie pozwalały. Wyobraziła sobie, jak jej niewielkie wejście do jaskini zasypuje warstwa śniegu.
Do tej pory jej „mieszkanie" wydawało się idealne - nie było tak daleko od centrum watahy, jednak znajdowało się w wystarczającej odległości, żeby nazwać je spokojnym zakątkiem samotności wadery. Dopiero teraz pomyślała o tym, że w zimę muszą się tu zbierać największe zaspy. Oczywiście nie stanowiłoby to problemu, gdyby jej żywioły były powiązane z ogniem - wtedy wystarczyłoby roztopić przeszkodę. Jednak Raquel na swoje moce wpływu nie miała, zostawało więc odkopywanie przejścia. Ze świeżym białym puchem problemu nie miała nigdy, ale ubity śnieg to co innego. Do tego z kolei potrzebna była siła, której waderze brakowało.
„Muszę poćwiczyć swoją siłę” - pomyślała.
Samica do wieczora przetaczała większe kamienie z wnętrza swojej jaskini do lasu. Było to dla niej męczące, więc poprosiła Diego, który akurat był w pobliżu, aby upolował jej coś do zjedzenia. Po posiłku zasnęła jak suseł. Przynajmniej rozpoczęła trening i przy okazji nieco posprzątała.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz