Przez całą noc padało, deszcz nie opuścił też terenów watahy następnego ranka. Raquel wychyliła łeb z jaskini. To nie były warunki dobre na trening, obawiała się, że poślizgnie się na błocie i skończy gorzej niż po upadku z drzewa. Łapa, która ucierpiała podczas tego zdarzenia, na szczęście przestała już boleć.
Do południa wadera pracowała nad miksturami, kiedy w końcu zza chmur wyszło słońce, udała się na polowanie. Wyczuła ciepło młodego leśnego byka. Zauważyła cielaka i zaczęła się skradać. Już miała na niego skoczyć, gdy zwierzę spłoszyło się przez pisk.
Owy dźwięk dochodził od kitsune, którego Raquel dostrzegła po swojej lewej stronie. Lisek wpadł do dość głębokiej dziury w ziemi, była to pułapka, którą wadera przygotowała na małe zwierzęta łowne, jednak nie zamierzała jeść magicznego liska.
Podeszła do dołu i zobaczyła, że lisek zaklinował się, ponieważ był większy, niż stworzenia, które docelowo miały się tam znaleźć.
Szara samica sapnęła. Wyciągnęła pysk w stronę kitsune, które zaczęło się wiercić.
- Nie ruszaj się tak, chcę ci pomóc - oznajmiła spokojnym głosem.
Kitsune uspokoiło się tylko trochę. Raquel złapała stworzenie za boki i zaczęła ciągnąć. Było małe, ale ciężkie.
- Matko, przyda ci się dieta, mały kolego - powiedziała z wysiłkiem.
W pewnym momencie użyła więcej siły i lisek wystrzelił z dziury, wpadając prosto na brzuch wadery. Zrobił przerażoną minę i uciekł w stronę wodopoju.
- Cóż, takiego treningu się nie spodziewałam… - powiedziała i wróciła do polowania.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz