Samica wracała z wodopoju. Wcześniej razem z Tsuki była na polowaniu, potem Res miała kilka drobnych ogłoszeń do wszystkich członków watahy. Teraz przyszedł czas, aby poodpoczywać trochę w ciszy, spokoju i samotności. Raquel próbowała się nacieszyć ostatnimi cieplejszymi dniami przed zimą. Wiele ptaków odleciało już z tych terenów. Wadera zastanawiała się, czy lecą tam, skąd pochodzi. Chociaż na swoim rodzimym terenie spędziła dwa lata, nigdy nie widziała tam śniegu. Gdy zaczęła podróżować na północ, odkrycie białego puchu spadającego z nieba było dla niej fascynujące.
W końcu dotarła do swojej jaskini. Weszła do środka i uderzył ją przyjemny zapach eliksiru, który wychodząc, zostawiła w laboratorium, ponieważ nie był jeszcze skończony. Była to mikstura sympatii, która miała działanie podobne do eliksiru miłosnego, jednak trwała jeszcze krócej. Nie powodowała zakochania, ktoś, kto spożył miksturę, zaczynał czuć ogromną więź z istotą, którą pierwszą zobaczy.
Raquel stanęła jak wryta. Jej oczom ukazała się kałuża różowego płynu, pośrodku stała przewrócona fiolka.
„Lisurki… Muszę zabezpieczyć w jakiś sposób wejście do laboratorium…” - pomyślała.
Podeszła do rozlanej cieczy i zaczęła wybierać z niej rozbite szkło. Cały eliksir się zmarnował… Składników na kolejny nie brakowało, jednak samo przygotowanie zabierało mnóstwo czasu. Rzucała pod nosem obelgi w stronę szkodników, aż zobaczyła ślady małych łapek prowadzących od mikstury do wnętrza jaskini przesłoniętego kamienną ścianą. To niewielkie pomieszczenie znajdujące się w jej wnętrzu służyło za sypialnię, Raquel chciała w ten sposób odgrodzić jakoś pracę od życia prywatnego (które jak dotąd było dość ubogie w kontakty towarzyskie). Przestraszyła się, bo trzymała tam również smocze jajo, intruz ciągle tam był i mógł wyrządzić krzywdę maluchowi. Minęły prawie dwa tygodnie od wyprawy wadery do niebezpiecznego lasu Forêt Ombragée. Znalazła tam przez przypadek smocze jajo, które postanowiła zabrać ze sobą. Było jej żal jeszcze niewyklutego malca, który musiałby przeżyć bez matki, co oczywiście mogło się nie udać i stworzonko by zmarło.
Powoli zaczęła skradać się do swojego legowiska. Mocą wyczuła, że mała istota rzeczywiście ciągle tam jest. Zerknęła do środka.
Na jej posłaniu siedziało małe stworzonko wielkości kocięcia. Przypominało małego gryfa i Raquel myślała na początku, że właśnie tym jest. Istota była pokryta sierścią, miała cztery kocie łapy, ptasie skrzydła (druga ich para była zrośnięta z tylnymi nogami), długi ogon zakończony piórkami i duże uszy. Znad nosa tego czegoś wyrastały dwa małe różki. Stworzenie wydało się waderze przeurocze. Zrozumiała, czym jest, kiedy spostrzegła pustą skorupkę jaja.
- Jesteś małym smokiem… - wyszeptała zafascynowana.
Smok spojrzał na nią czerwonymi oczkami. Źrenice rozszerzyły mu się, wydał dźwięk przypominający mruczenie i po chwili wtulił się w nogę samicy.
- Wypiłeś mój eliksir, co? Normalnie byłbyś przerażony… - zrozumiała.
Stworzenie nie przestawało mruczeć. Samica nie za bardzo wiedziała, co powinna zrobić. Zabrała jajo, żeby malec przeżył, ale nie przemyślała tego, co z nim zrobić, kiedy już się wykluje. Wypuszczenie go tutaj byłoby i tak bezpieczniejsze niż życie w lesie Forêt Ombragée, lecz smok sam mógłby przez przypadek tam trafić i zginąć. Byłby pewnie wyrzutkiem wśród innych magicznych stworzeń. Mimo, że był smokiem, wyglądał jak mały gryf. Jego wzrost też był niepokojący, nawet biorąc pod uwagę fakt, że dopiero się wykluł. No właśnie, gryfy nie rodzą się z jaj, więc stworzenie było… No właśnie, czym było? Raquel westchnęła głęboko.
- Chcesz dotrzymać mi towarzystwa? - zapytała, choć nie czekała na odpowiedź. Mały smoczek najwyraźniej nie potrafił mówić. - No dobrze, najpierw muszę posprzątać bałagan, który narobiłeś.
W tym momencie smok potruchtał do głównego pomieszczenia jaskini. Oczom Raquel ukazało się lewitujące szkło. Zebrało się najpierw w jednym miejscu nad rozlaną substancją, aby potem wylecieć z jaskini.
- Ty to robisz, mały? - zapytała, spojrzawszy na towarzysza.
Smok wydał z siebie tylko kolejny dźwięk wskazujący na ekscytację. Następnie uniosły się różowe krople, utworzyły niewielką kulę i również wylądowały w krzakach poza jaskinią. Laboratorium było posprzątane.
- Imponujące… Ale eliksir chyba powinien przestać na ciebie działać… Nie boisz się?
Malec ponownie wtulił się w ciemnoszare futerko wadery. Tym razem odwzajemniła uścisk.
- O bogowie, ty masz mnie za swoją matkę!
Mruczenie nasiliło się. Raquel chwilę spędziła na zastanawianie się.
- Nie mogę cię stąd wyrzucić… Z tymi mocami na pewno się przydasz, kto wie, co jeszcze potrafisz, słodziaku… - przerwała i podrapała go po brzuchu. - Trzeba ci nadać jakieś imię…
Moment wpatrywała się w smoka. Miał pyszczek ssaka, wadera widziała ząbki. Jednak tuż nad pyskiem znajdowała się dziwna narośl, która przypominała ptasi dziób.
- Wyglądasz jak sokół. No, taki zmutowany… W moich stronach sokół to „halcón”, to imię będzie do ciebie idealnie pasowało.
Halcón obrócił się kilka razy, jakby chciał gonić swój ogon. Najwyraźniej był szczęśliwy.
Następną godzinę Raquel spędziła na odtwarzaniu eliksiru wylanego przez towarzysza. Było to trudne, kiedy ten biegał pod jej nogami, dając znać, że nie należy do spokojnych. Słońce już zaszło, choć wnętrze jaskini było stale oświetlone. Samica umieściła w niektórych miejscach naczynia z fluorescencyjną miksturą dla dodania światła, w końcu jej laboratorium miało na tyle niewielkie przejście, że nawet w ciągu dnia nie wpadało tam wiele światła. Na szczęście świecąca mikstura była silna i emitowała żółte światło imitujące słońce. Sama Raquel mogła spędzić na „alchemizowaniu” całą noc, jednak kiedy Halcón położył się przy niej i przestał biegać, zrozumiała, że chyba pora na sen.
Raquel wróciła do drugiego pokoju i spojrzała na swoje legowisko. Był to duży, płaski kamień podobny do tego w laboratorium, który służył za stół. Ten jednak był pokryty mchem, którego wzrost przyspieszyła wadera dzięki swoim mocom. Spowodowało to, że posłanie było całkiem wygodne. Obok położyła trochę mniejszy kamień.
- Będziesz tu spał. - zwróciła się w stronę smoka.
Ten wskoczył na większy kamień należący do wadery.
- Nie, to moje. Tu jest twoje. - wskazała łapą na mniejszy kamień.
Stworzonko opuściło duże uszy i zeskoczyło z legowiska. Raquel zmiękło serce.
- Ehh… No dobrze, może się zmieścimy. - te słowa wywołały ponowną radość Halcóna.
Oboje ułożyli się wygodnie. Smok zwinął się w kłębek obok brzucha wilczycy. Noc była zimna, przez co samicę przeszły dreszcze. Halcón wyczuł to i dotknął jej łapką. Raquel zalała fala przyjemnego ciepła, poczuła się, jakby weszła do gorącego źródła. Kiedy towarzysz odsunął łapkę, temperatura ponownie się obniżyła, jednak nie było już tak zimno, jak wcześniej.
- Więc potrafisz jeszcze to… Ciekawe, co jeszcze w sobie kryjesz… - uśmiechnęła się pod nosem.
1000+
Brak komentarzy
Prześlij komentarz