Raquel obudziła się z krzykiem.
Od paru tygodni koszmary nawiedzały ją jeszcze częściej, niż zazwyczaj. To była jej pierwsza noc, którą spędziła w nowej watasze. W jaskini, w której spała (a raczej spać próbowała) była sama. Specjalnie wybrała niezamieszkaną jeszcze jaskinię - nie chciała zrażać do siebie jeszcze niepoznanych wilków swoim niespokojnym snem. Jak się właśnie przekonała, był to dobry wybór. Mimo wszystko trochę żałowała, że przez te ciężkie chwile musi przechodzić w samotności. Lubiła przebywać sam na sam, ale nie wtedy, kiedy trwało to zbyt długo. Ostatnie miesiące spędziła na podróży w pojedynkę. Zaczęła wtedy rozmawiać sama ze sobą. Poprawiało jej to nastrój, ale z drugiej strony teraz się tego wstydziła.
Raquel postanowiła, że pójdzie na nocny spacer w ramach uspokojenia myśli. Zwykle takie wędrówki pomagały jej się pozbierać. W sumie nic innego do roboty nie miała, wiedziała, że ponowne zaśnięcie przyjdzie jej z wielkim trudem.
Drobne kamyczki chrzęściły pod jej łapami. Wyłoniwszy się z jaskini, zauważyła, że przez pełnię księżyca noc jest wyjątkowo jasna. Od jej nowego domu prowadziła wąska ścieżka, obecnie oświetlona delikatnym światłem księżyca. Zadecydowała udać się właśnie w tamtą stronę.
„Przynajmniej zapoznam się z terenem” - pomyślała, próbując znaleźć jakieś plusy w obecnej sytuacji.
Forêt de Vie o tej porze roku był przepełniony różnymi barwami - korony drzew były już dość ubogie, jednak ziemia przyścielona żółtymi, czerwonymi i brązowymi liśćmi. Ten widok wprawił waderę w o wiele lepszy humor. Puściła się biegiem wzdłuż drogi, unosząc za sobą kolorowe liście. Czuła chłodny wiatr, który delikatnie uderzał ją w lewy bok. Pod łapami przewijały się co jakiś czas kasztany i jeszcze zielona trawa. Nie myślała już o koszmarze. Umiejętność zajęcia myśli czymś innym była dla niej błogosławieństwem, szczególnie w tak trudnym czasie. Skupiła się jedynie na teraźniejszości: widziała piękny las, słyszała szum drzew i czuła zapach zbliżającego się deszczu.
Nagle stanęła, jednak zatrzymanie się z dość szybkiego jak na waderę biegu przerodziło się w lądowanie na ziemi. Lewym bokiem uderzyła w ziemię, wzbijając w powietrze jeszcze więcej liści i trochę kurzu. Zabolał ją punkt w okolicy żeber, ból nie był jednak na tyle nieznośny, żeby poświęcić mu większą uwagę.
„Trochę poboli i przejdzie” - stwierdziła w myślach.
Raquel podniosła głowę. Dzięki swojej mocy wyczuwania ciepła żywych istot zarejestrowała, że w okolicy nie jest sama. Przez moment panowała kompletna cisza. Punkt, który był źródłem ciepła nie wydawał żadnych odgłosów, więc wadera wykluczyła możliwość, że była to zwierzyna godna zapolowania - z doświadczenia wiedziała, że sarny są nieco głośniejsze.
Ten ktoś poruszał się bezszelestnie.
Raquel znowu zalała fala niepokoju. Obawiała się, że może to być nieprzyjaciel i za moment może jej się stać krzywda. Nie chciała ryzykować, więc postanowiła skorzystać z nocy i użyć jednej ze swoich mocy - niewidzialności. Zamknęła oczy. Oddychała powoli, czuła przyspieszone bicie własnego serca. Martwiła się, że przez ten stres nie będzie mogła skupić się wystarczająco, aby móc zniknąć. Wiatr zaczął wiać silniej, przez co stał się głośniejszy. Teraz wadera na pewno nie usłyszałaby tajemniczej postaci, nawet, gdyby przez przypadek wydała jakiś odgłos. To spowodowało u niej jeszcze większą panikę.
Otworzyła oczy. Nie da rady teraz się przemienić, musiała spróbować uciec. Powoli wstała i szybkim krokiem obrała kierunek przeciwny do tego, z którego wyczuwała ciepło. Dlaczego ten ktoś zachowywał się tak cicho? Raquel była wdzięczna za swój dar wyczuwania żywych, bez niego mogłaby już być zaatakowana.
W pewnym momencie zauważyła, że ciepło się do niej zbliża. Postać albo miała dobry słuch (bo Raquel niestety nie potrafiła biec w kompletnej ciszy) albo dobry wzrok. Możliwe też, że przez zupełny przypadek stwierdziła, że będzie podążać akurat tym samym szlakiem, co wadera. Raquel stwierdziła, że nie warto się stresować, jeżeli rzeczywiście może minąć tego kogoś. Skręciła w prawo i przeszła tak sto metrów, ponownie skręciła w prawo i zaczęła biec szybciej. Miała nadzieję, że zgubiła tropiciela, lecz z przerażeniem odkryła, że ciepło nadal porusza się w jej stronę. Jeszcze bardziej przyspieszyła. Uznała, że znajdzie najbliższy punkt, w którym mogłaby się ukryć i może tym razem uda jej się zmienić w niewidzialną, co pomogłoby jej w ucieczce. Jakoś musiała nadrobić za brak siły do walki i niekoniecznie szybkie tempo, które maksymalnie potrafiła uzyskać.
Zwolniła do truchtu, ponieważ zaczynała słabnąć. Lewy bok, na który upadła dał o sobie znać, dając Raquel dodatkowy powód do niepokoju. Rozejrzała się po lesie, zastanawiała się, gdzie może się na moment schować. Drzewa nie były już oświetlone delikatnym blaskiem księżyca - zbierało się coraz więcej chmur i robiło się coraz ciemniej. Wadera ucieszyła się tym faktem: póki nie stanie się niewidoczna, napastnik będzie miał mniejsze szanse na zauważenie jej ciemnego futra.
Dwadzieścia metrów od miejsca, w którym się znajdowała, dostrzegła niewielką jaskinię.
„Idealnie” - ucieszyła się w duchu.
Przyspieszyła do sprintu i po chwili była już w środku. Gwałtowny wzrost tempa sprawił jednak, że ból w lewym boku się nasilił. Wadera usiadła w cieniu, który dawała jej kryjówka. Łapą sięgnęła do boku i delikatnie dotknęła rany. Z bólu aż zasyczała i zgięła się w pół. Spojrzała na łapę. Krew.
- Cholera - wyrwało jej się.
Spojrzała w kierunku rany. Nie była tak duża, jak ta na udzie, jednak z pewnością była bolesna i cały czas krwawiła. Raquel zrozumiała, że właśnie to mogło być powodem, dla którego ktoś ją śledził. Pewnie był to wilk, który wyczuł krew i pomyślał, że jest to ranna zwierzyna, którą łatwo upoluje.
„Nie dam się upolować” - pomyślała sobie wadera.
Znowu zamknęła oczy i uspokoiła oddech. Słyszała świszczący wiatr i krople deszczu, które zaczęły padać z zachmurzonego nieba. Poczuła woń własnej krwi i zapach wody.
Woda.
Otworzyła oczy. Serce uderzało jej jak kowadło. Oddychała płytko, każdy wdech napełniający jej płuca tlenem powodował ukłucie w lewym boku. Jej źrenice zwęziły się, panika znowu nią zawładnęła. Poczuła, że ciepło tajemniczej istoty znajduje się już bardzo blisko. Wydała z siebie jęk rozpaczy.
Nie potrafiła się przemienić, była w miejscu, którego nie zna, była ranna i groziło jej potencjalne niebezpieczeństwo.
W następnej chwili było już za późno na ucieczkę. Zauważyła cień wilka, który cały czas za nią podążał.
<Ktoś?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz