:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości
:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022
Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak
~Serdecznie zapraszamy♥~
poniedziałek, 30 listopada 2020
Od Ice Queen Cd. Samyi
Niedaleko wywęszyłam dość spore stado i ruszyłam w tamtym kierunku, będąc na miejscu zobaczyłam trzy młode leśne byki, oblizałam się i mruknęłam cichutko. A moja ,,bestia'' od razu zaczęła ,,ryczeć'' , uciszałam żołądek jak mogłam ale nie zawsze chciał mnie słuchać! Na szczęście nie niosło się to tak wielkim echem, żeby przyszły obiad mógł usłyszeć. Przez chwilę śledziłam wzrokiem jednego z młodych, chciałabym wsiąść tego najsłabszego, by nie było problemu. Bez namysłu zawiesiłam na nim oko i ruszyłam pędem gdy byłam już wystarczająco blisko. Nie zdążył się obrócić a moje kły już były wbite w jego szyję. Szybko znalazłam tętnice a ciało padło drgając ... Wydając z siebie ciche , ostatnie tchnienie. Liznęłam ucho byczkowi i zauważyłam iż rzucając na niego...musiałam mu skręcić też kark. No cóż, czyli jestem dość masywną wilczycą. Ale cóż, taki już mój urok... niestety jestem nijaka, wysoka, spora... Brak mi wdzięku który posiada reszta wilczyc. Mam zwinność, ale zero wdzięku.
Westchnęłam kończąc swe przemyślenia i zaczęłam szarpać skórę zwierzęcia. Rozpoczęło się karmienie ,,bestii''. Zjadając do połowy leśnego byka mruknęłam najedzona. Niedaleko widziałam jak kręci się któryś ze szczeniaków. Więc pewnie się poczęstuje... Lub po tym jak umyję łapy i pysk... pójdę przytachać to do centrum watahy. Może ktoś właśnie ma chęć na młodego byka, kto wie? Oblizując pysk kierowałam się w stronę najbliższego zbiornika wody. Miałam takie szczęście że znajdował się dość niedaleko i był dość spory. Była to bowiem plaża położona na południu Naszej kochanej watahy. Zdecydowanie musiałam umyć lekko moje białe futro , no i oczywiście miałam chęć na małe orzeźwienie. Po takim posiłku pragnienie wzrosło trzykrotnie.
Pogoda nie była idealna, raz po raz wiało chłodem. A gdy dotarłam na plażę zobaczyłam jak spore fale uderzają o siebie raz po raz. Podeszłam by się napić, lecz najpierw pośpiesznie umyłam łapy i pysk. Kiedy spojrzałam w dal, zobaczyłam waniliową postać, zachłysnęłam się wodą którą przed chwilą piłam... Nie wierzyłam własnym oczom, drobna postać walczyła z falami... Wiedziałam że nie da rady. I tylko jedna członkini ma takie futerko, szczerze zazdroszczę że się tak wyróżnia. Dostrzegłam jej oklapnięte uszy i wtedy na 100% wiedziałam że to Sam. Nie wiedziałam tylko dlaczego się nie wycofuje, brnie w to dalej? Czy ona chce zginąć?! Dobra Ice, mówili że nie powinno się pływać po posiłku ale nie mam wyjścia. Tak ogółem to głupi pomysł... kiedy tam dopłynę sama nie będę w stanie wrócić. Warknęłam zła na siebie... Że się tak nażarłam i jestem pełna, po za tym cięższa.
Musiałam działać szybko, musiałam biec...ale.. jak. Chwila woda, lód. No przecież! Wskoczyłam na wodę, choć może to Wam się wydawać największym absurdem, wskoczyłam na nią bez namysłu.. używając przy tym swojej mocy. Każdy krok który stawiałam , miał lodowe podłoże. Dość mocne , dzięki czemu mogłam sunąć bezproblemowo. Zmieniłam się w lodową wilczycę dla szybszego dostania się do Sam. Najgorsze było to że jej nie widziałam, zgubiłam ją dosłownie na chwilę. A niedawno jeszcze była na powierzchni. Nie mogłam w tym momencie panikować , moje serce zaczęło bić mocniej. Na szczęście po chwili ujrzałam ją, po prostu została przykryta przez kolejną falę. Nie mogłam patrzeć jak nieudolnie próbuje płynąć dalej, byłam na tyle blisko by wskoczyć do wody. Podczas gdy będę ją wyciągała muszę mieć normalną postać... Więc przestałam używać swojej mocy, lód pękł a ja wskoczyłam do wody. Widziałam jak Samya tonie, na szczęście była jeszcze świadoma ponieważ w miarę możliwości dryfowała. Złapałam ją mocno za kark i zaczęło się, byłam cięższa ale moje mocne łapy nie dawały nam utonąć. Co dziwne, bez problemu po kilku minutach byłyśmy na brzegu... a ja dyszałam szybko. Moje serce prawie wyrwało się z klatki piersiowej, adrenalina robi swoje. Gdyby mnie tutaj nie było, Sam mogłaby zginąć...Nigdy już bym jej nie zobaczyła. W środku płakałam jak mały szczeniak MOGŁAM JĄ STRACIĆ, NA ZAWSZE , ale nie dawałam po sobie poznać. Zwłaszcza że za dużo emocji naraz kierowało mną w tym momencie. Wadera była wykończona, ja też. Po krótkiej rozmowie , okazało się że samica widziała tam pewną postać i również ruszyła jej na ratunek. Przyznam się iż ja nikogo tam nie widziałam, ani nie czułam woni żadnego osobnika. Coś w tym było nie tak, zwłaszcza że Sam nigdy nie kłamała. A nawet jeśli, od razu było to po niej widać. Albo jej się przewidziało, albo rzeczywiście ktoś musiał tam być. Ale...jak?
Po chwili przemyśleń miałam już tego dość, od razu poszłyśmy do jaskini. Widziałam jak wadera co jakiś czas odwraca się do tyłu, jak gdyby na kogoś czekała... Wiedziała że ktoś tam jest. Przyznam się że to lekko mnie przeraziło , zwłaszcza że pamiętam Halloweenową noc i tą mgłę. Nie wiem do końca czy to przeżycie było prawdziwe, ale wtedy też czułam się bardzo dziwnie. Położyłam się w najbardziej oddalonej części jaskini, przyznam się iż byłam zmęczona. Drzemka po takim obiadku i przygodzie byłaby idealna. Ale muszę pilnować Sam! Jedno oko miałam otwarte, przynajmniej przez następne parę minut... Kiedy wiedziałam że kremowa wadera usnęła, sama padłam jak kawka. Lecz okazało się że ona tylko próbowała usnąć, ponieważ gdy po jakimś czasie otworzyłam jedno z oczu by sprawdzić jej położenie... Totalnie wyparowała! Zerwałam się na równe łapy ziewając przeciągle i szukając jej we wnętrzu jaskini. Nie no...zwariuje z tą kobietą! Zaczęłam węszyć, wyszła jakiś czas temu, miałam nadzieję że bez problemu wpadnę na jej trop. Nie oddaliła się zbytnio, po paru minutach byłam niedaleko miejsca jej położenia. Widząc ją wpatrzoną w pustą przestrzeń... stojącą blisko krawędzi klifu...Chciałam krzyczeć. Jednak mój zdrowy rozsądek podpowiedział mi bym się zbliżyła, tak łatwiej będzie mi ją złapać. Bezszelestnie dostałam się obok niej i spojrzałam na nią z niedowierzaniem... Chciałam by wyjaśniła mi co tutaj się dzieje, zwłaszcza że przed chwilą stwierdziła iż ...To nie jest to, co myślę. Jak ja aktualnie za dużo myślę! Na szczęście przerwała moje bezkresne myśli:
- Myślę jednak, że przyda mi się pomocna łapa.
Teraz totalnie nie wiedziałam o co może jej chodzić, na myśl przychodziła mi jedynie jej profesja. Samya była kapłanką , z tego co kojarzę kapłani zwykle kontaktują się z duchami przeszłości, zmarłymi i Bogami. Po jej kolejnych słowach mój umysł oczyścił się i sporo było dla mnie jasne. Z miłą chęcią pomogę jej w takiej sprawie, jestem dość ciekawska i dała mi ciekawą fuchę . Zwłaszcza że wiem gdzie przebywa stado w którym są jeszcze dwa leśne byki.
- Ohh Sam, masz szczęście że mnie masz. Zanim przyszłam na plażę upolowałam sobie młodego byczka. Dokładnie wiem gdzie ich stado się znajduję...
Przyznałam i spojrzałam na nią, ta akcja naprawdę działa się szybko. Wadera posłała mi ciepły uśmiech i zamachała ogonkiem w odpowiedzi. Kiwnęłam głową i podbiegłam bez słowa upolować kolejnego zwierza. Niestety jednego dnia stado leśnych byków straci dwa młode osobniki. Tym razem wezmę tego najsilniejszego, tylko pozostało znaleźć stado. Przed chwilą w biegu ujrzałam mój obiad, zostały z niego same kości które również były z lekka nadgryzione. Ciekawe kto dokładnie się do tego dobrał... Stada nie było w tym samym miejscu, doskonale wiedziałam że się przeniosło gdzieś dalej. Lecz nie pokopytkowali zbyt daleko. Leśne byki mają to do siebie, że niektóre sztuki nie są zbyt inteligentne , ogółem rasa jest raczej przewidywalna. Więc bez problemów udało mi się zlokalizować ich położenie... Teraz najgorsze, nie mogę używać zbytnio kłów i pazurów ponieważ zwierzę straci dużo krwi. Będę musiała odebrać sobie przyjemność z polowania na zwierzynę...ogółem to raczej nie jest do końca polowanie lecz dostarczenie w inne miejsce w całości. ... Westchnęłam głęboko i podeszłam dość blisko zwierzęcia by zamrozić je na śmierć. Nie straciło krwi, wystarczy odmrozić i będzie wszystko idealnie. Przynajmniej tak mi się wydaje, sporo razy używałam już mojej zdolności do takich czynów. Po chwili byłam już przy Sam , powiedziałam jej że mogę odmrozić zwierzę które i tak jest już martwe kiedy tylko chce. Dotachanie go troszkę mi zajęło, ale chyba było warto. Z niecierpliwością czekałam na dalszy rozwój zdarzeń...
Samya?
Tak średnio mi wyszło ale no jest już 3 w nocy XD
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1535
Ilość zdobytych PD: 767 + 5% (38 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan:
Fraesephidel i Renmier opuszczają nasze szeregi
Z dzisiejszym dniem Frae i Ren opuszczają naszą watahę. Powodem jest decyzja właściciela, mieli zginąć dla tragedii ale za długo to trwało :(
Od Ice Queen Cd. Andzi
Mimo iż była blisko mnie, ciągle obserwowałam jej ruchy. Nawet te najmniejsze, oczywiście wysłuchując co miała do powiedzenia. Mam w miarę podzielną uwagę, która bardzo się przydaje w każdych sytuacjach. Po jej historii nadal nie wiedziałam jakie ma co do mnie, co do watahy plany, nastawienie... Byłam pewna że każdy może na zawołanie zmyślić sobie taką historię. Że była córką Alf...no a ja byłam nikim... I się tym nie chwalę. Może dlatego że nie mam czym? Mniejsza o mnie, wyglądała jakby nie chciała tego opowiadać a mimo to wydusiła z siebie całą swoją przeszłość. Ja nie byłam taka łatwa, taka łatwowierna. Też w życiu sporo przeszłam i uciekłam, robiąc lekką krzywdę mojej ,,rodzinie''. Dziwne że Andzia opowiadała swoją historię z takimi szczegółami jak stanowiska braci, byłam tak w 99% pewna że jej historia była prawdziwa i nie ma złych zamiarów co do mnie i watahy. Po prostu ucieka przed swoją przeszłością, zupełnie jak ja kiedyś... Jednak niepokoił mnie jeden fakt, dokładnie ten w którym zabiła dwóch basiorów. Ja nie byłabym w stanie zabić, tak mi się przynajmniej wydaje. Chociaż ciotka totalnie mnie olewała, traktując mnie jak szmatę... To nigdy bym jej nie zabiła. Jakie emocje musiały kierować tą waderą by dopuściła się takiego czynu...? Miałam setki pytań, ale nie zamierzałam ich zadawać. Nie widziałam w niej wroga, przyjaciela też nie... Jestem nieufna , musiałabym ją lepiej poznać. Miała cholernie chore dzieciństwo , współczuję jej ... Lecz wiem że uciekła jak ja. Nie wiedząc dokąd dobiegnie, gdzie się znajdzie. I nadziała się nam nie...
Odparłam jej że miałam nudną historię, poniekąd było to prawdą. Może dlatego iż rodzice mnie ,,zostawili'' a ona przynajmniej jakichś miała. Byłam rąbanym kopciuchem , łowcą, obrońcą , niańką... Każde stanowisko nie było mi obce, bo musiałam robić to za każdego. Za ciotkę i jej rozpieszczone do bólu córeczki. Miałam nudne życie, ale przynajmniej dobrze przygotowałam się do wszystkiego, rozwijałam swoje moce...umiejętności. Jednak było to nudą, robienie codziennie praktycznie tego samego, codzienna rutyna. Ale nie tylko dlatego powiedziałam jej że ja miałam nudną historię, sądziłam że po tym zdaniu wadera nie będzie się o nią pytała. Zwłaszcza że nie miałam nic do powiedzenia. Wahałam się dłuższą chwilę, czy uchylić chociaż rąbek tajemnicy? Ogółem jestem bardzo otwartą osobą, ale nie znałam jej jakoś długo i ...zabiła dwóch basiorów. To mi raczej utknie we łbie. Warknęłam sama na siebie pod nosem i powiedziałam krótko:
- Ty przynajmniej znałaś swoich rodziców, ja nawet nie wiem jak mieli na imię i co się stało. Wychowywała mnie ciotka, która zrobiła ze mnie kopciucha. Miałam dwie przyrodnie siostry którym musiałam we wszystkim pomagać i robić za nie wszystko. Po prostu byłam łowcą, zwiadowcą , obrońca...Sprzątającym...Wszystkim, musiałam umieć wszystko. Zniknęłam stamtąd bo nie miało to sensu, szukałam celu w moim życiu ... Biegłam zupełnie jak Ty, uciekając przez przeszłością. Trafiłam dokładnie na tereny tej watahy, znalazł mnie Beta jak i Alfa. Tak, jest Nas więcej. I mam nadzieje że będzie jeszcze więcej, bo to dom dla tych którzy gdzieś się zagubili, szukają siebie i chcą wieść normalne życie.
Miałam wrażenie że zrobiłam jakąś recenzje temu miejscu, choć nie miałam zamiaru. Uważałam je za swój prawdziwy dom, którego nigdy nie miałam. Chciałam by członkowie tutaj mieli się jak najlepiej , żyli w zgodzie i by nigdy niczego im nie brakowało. Tutaj objawiło się moje przywiązanie, moja opiekuńczość i fakt...Że oddałabym swoje życie za tą watahę.
-Możesz odmienić swój los, tak jak zrobiłam to ja. Dołączając tutaj...
Wypowiedziałam te słowa z uśmiechem na pysku i obróciłam łeb w stronę centrum. Muszę zanieść Rene resztę jedzenia...
Andzia?
Mam nadzieje że jest git ^^
Od Tuisku Cd. Ice queen i Tsuki~ "Wiadomość"
Tuisku spojrzał wymownie w kierunku wadery, która go przewróciła. Przez bieg był na tyle zmęczony ze nawet nie przeszło mu przez myśl, że tak go przywitają.
— A o immuniecie posłanća to słyszała? — powiedział w kierunku watahy z podobnym do niej uśmiechem po czym otrzepał się kurzu, który osadził się na jego jasnym futrze. Nie minęła chwila, a obok pojawił się jakiś inny basior oraz o wiele więcej gapiów, a jego mieli zaprowadzić do alfy watahy. Prawdopodobnie jacyś strażnicy.
Basior szedł obok dwóch wilków prowadzących go jak sądził do przywódcy. Samiec idący obok niego wydawał się być ważny, być może był betą? Trudno mu było to teraz stwierdzić. Na chwilę się odwrócił, aby zobaczyć, że połowa watahy za nimi podąża, no kto by się spodziewał. Gdy dotarli już pod jaskinie do której był prowadzony, nie czekając na to co powiedzą dwa odprowadzające go wilki ruszył do środka pewnym siebie krokiem. Nie przejmując się zbytnio wołaniem jednego z członków watahy. Na jego szczęście zastali tam alfe, a on zatrzymał się niedaleko niej czekając abyvta zwróciła na niego uwagę i mógł przekazać swoją wiadomość.
Rene? Tsuki? Ice? XD
Od Ice Queen - 1 trening inteligencji
Wracając, strasznie nie chciało mi się wychodzić z jaskini i zapytałam Sam czy zna jakiś sposób na rozwianie nudy. Ona uśmiechnęła się do mnie po czym położyła jedno jabłko koło mnie. Zdziwiona spojrzałam na nią.
- Jak tam z Twoją inteligencją?
Zapytała, ja mruknęłam dając znak iż niezbyt dobrze. Tak, pora by zacząć się czegoś uczyć. Przykryła jabłko drewnem, dzięki temu nie było go widać. Po chwili przyniosła dwa takie kolejne drewienka, dokładnie takie same. Kazała mi patrzeć na nie , a kiedy ona będzie przesuwać... śledzić wzrokiem to drewno pod którym jest jabłko. Kiedyś grałam w takie coś z przybranymi siostrami jak jeszcze mnie nienawidziły i nie były dla mnie wredne. Mniejsza, Sam miała dość szybkie łapki i przekładała je w dziwny sposób. Na początku totalnie nie wiedziałam gdzie się znajduje jabłko. I nie zgadywałam, na szczęście po jakimś czasie zaczęłam bardziej skupiać się na tym co robi i bez problemu odkrywałam owoc. Drewienka były dokładane i było ich coraz więcej , coraz częściej udawało mi się zgadnąć. Nagle totalnie nie wiedziałam gdzie jest i zapytałam Sam czy nie ma go za plecami. Wstała a jabłko leżało za nią. Zaczęłam myśleć bardziej logicznie, ogółem mam dobrą pamięć. Jednak coś czułam że po tym wszystkim wyostrzyła mi się zmysł spostrzegawczości, zapamiętywania i ogółem inteligencji.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 364
Ilość zdobytych PD: 182
Nagroda za trening: 100 PD + 1 punkt do inteligencji
Od Ice Queen Cd. Tuisku ~ "Wiadomość"
Potrząsnęłam głową by tyle nie myśleć, opanowałam swoje emocje jak i moce... Słońce było już widoczne w całej okazałości. Tylko dlatego dałam swojej mocy pole do popisu, tak bardzo chciałam by wiatr odegnał okropne, szare, nijakie chmury . Uśmiechnęłam się promiennie, ruszając na jakiekolwiek łowy. Pewnie zapytacie, czy wiem że za jakiś czas pogoda zrobi swoje? Ja wiem... ale dla paru promyków słońca oświetlających pysk, było warto! Nie zamierzam zmieniać przeznaczenia całkowicie, w końcu od tego jest matka natura i Nasi Bogowie.
Łapa za łapą , stawiałam kroki coraz szybciej... By wreszcie przejść do biegu, nigdy nie byłam jakaś szybka ale kochałam zatracać się w biegu. Skupić się na prędkości, adrenalinie i co jakiś czas wyłapując rozmyte obrazy. Moje futro lekko poruszało się podczas biegu a uszy raz po raz drgały wesoło. Polowanie musiało się udać, wystarczy znaleźć potencjalne śniadanko. Jednakże los miał dla mnie inny scenariusz, poczułam jakiś zapach... Ale nie była to zwierzyna, tylko wilk. Zanim zorientowałam się skąd dobiega woń najprawdopodobniej basiora , usłyszałam szybkie kroki zamieniające się bardziej w bieg. Jak i dyszenie, jak gdyby opadał już z energii. Musiał przebyć długą drogę, lub najpewniej przebiec. Znów ta dziwna woń niepokoju dostała się do moich nozdrzy... Było to nowe doznanie związane z dniem dzisiejszym.
Tupot łap zbliżał się niemiłosiernie, nie zwalniał. Nagle zobaczyłam go , przeskoczył przez powalone drzewo ... spojrzał na mnie dość panicznym wzrokiem i pobiegł dalej. Ja zerwałam się równie szybko i popędziłam za nim. Widziałam go niedaleko, stanął w centrum watahy. Już bałam się że pójdzie do Rene a ja nie obronię jej bo jestem za wolna. Widziałam parę wilków które spoglądały na niego ... Usłyszałam słowa gdy byłam blisko. Sapiąc przedstawił się i chciał widzieć się z Rene. Bałam się że nie do końca jest przyjazny i tylko takiego zgrywa. Z rozpędu wbiegłam w basiora łapiąc go za kark. Przewróciłam się razem z nim kawałek dalej w miarę kontrolując upadek, wszyscy spoglądali na mnie. Nie wiedzieli co o tym myśleć, lecz ja postępowałam w dość niekontrowersyjny sposób.
- Kobieto, oszalałaś?
Mruknął na mnie, nie miał już sił. Szybko przeanalizowałam jego stan jak i wygląd. Zdziwiło mnie to iż tak szybko dał mi się powalić, wyglądał na postawnego. Jednak pod tym futrem wcale nie był tak wielki, ani ciężki. Kiedy wstał dostrzegłam iż jest niższy od mojej osoby, dzięki puszystej sierści sprawiał wrażenie większego.
- Jestem obrońcą Alfy, udasz się do niej tylko i wyłącznie pod moim czujnym okiem. Omijając mnie zafundowałeś sobie tę przewrotkę, zwiadowco znad Neonneis...
Spojrzałam na niego uważnym wzrokiem, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Jeszcze nie wiedziałam z kim mam do czynienia...
Tuisku?
Wreszcie zabrałam się za poprawienie opowiadania...Wiem że długo czekałaś...
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 604
Ilość zdobytych PD: 302
Obecny stan:
Od Bai Langa Cd.Tarou ~ Los naszym panem
-Gotowy?- Zapytał z przyjaznym uśmiechem Tarou.
-Tak.- Odparł Bai.
-Więc w drogę.
**
Był to już trzeci dzień ich podróży, a raczej trzecia noc. Była już ciemna, a wiatr nie pomagał im w drodze.
-Myślę, że powinniśmy się zatrzymać i przeczekać ten wiatr, co ty na to Bai.- Zaproponował Tarou.
-Dobry pomysł, tylko musimy znaleźć jakieś miejsce, gdzie wiatr jest, chociaż słabszy...- Odparł zielarz.
Po paru minutach poszukiwać udało im się znaleźć niewielką jaskinię. Była naprawdę malutka... trudno by było zmieścić się tu większemu wilkowi, ale Bai i Tarou jakoś się tam zmieścili, choć miejsca było bardzo mało i nie mieli zbyt wielkiej swobody poruszania.
-Ciut mało tu miejsca...- Odparł Bai, spoglądając na medyka, od którego dzieliło go zaledwie parę centymetrów.- Ale co będę wybrzydzał... niczego lepszego raczej nie znajdziemy, prawda?
-Masz rację.- Po chwili rozbrzmiał dźwięk deszczu, jednak nie jakiejś tam mżawki, a można by powiedzieć ulewy.- Uff... mamy szczęście, przemoklibyśmy.- Bai kiwnął na to łbem.
-Jest już późno, może uda nam się przespać tę ulewę...
-Hm... dobry pomysł.- Starszy spojrzał na zielarza.- W takim razie do jutro Bai.- Odparł z uśmiechem.
-Do jutra...
Dwa wilki ułożyły się do snu, byli odwróceni do siebie grzbietami i powoli zasypiali.
**
Bai otworzył oczy, już miał stawiać, kiedy poczuł coś na sobie. Lekko podniósł łeb i zauważył, że Tarou spał tak jakby go przytulał przez co, zarumienił się widocznie. Momentalnie chciał odskoczyć, jednak przypomniał sobie, że znajduję się w niewielkiej jaskini, więc postanowił jak najszybciej z niej wyjść. Jednak nie mógł tego zrobić, ponieważ będąc tuż przy jej ścianie, miał za mało miejsca by wstać. Zielarz postanowił, odwróć się pyskiem, w stronę medyka. Gdy już to zrobił ich pyski, były naprawdę blisko siebie. Zamierzał delikatnie go odsunąć by zdobyć trochę miejsca by stać, ale gdy już miał to zrobić, Tarou otworzył oczy. Widząc to, jak blisko znajdują się, dwójka momentalnie zarumieniła się niemiłosiernie.
Tarou? :3
Obecny stan: 3938 + 168 = 4106
Od Raquel Cd. Kzen’a
***
Słońce ponownie pojawiło się na niebie. Wadera wychyliła łeb z jaskini. W powietrzu można było czuć wilgoć i zapach deszczu, który padał w nocy. Okolica była pełna kałuż. Mimo to pogoda była całkiem znośna, pomijając zimno, było nawet przyjemnie: na niebie nie było wielu chmur i wiatr nie był zbyt silny.
Raquel wyszła przed laboratorium i przeciągnęła się leniwie.
„Pewnie miałabym lepszy humor, gdyby nie potrzeba bezsensownego biegania w nocy…” - pomyślała.
Siły już jej wróciły. W przypadku utraty energii przez „doładowywanie” roślin najlepszym sposobem na regenerację okazał się sen. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę Douce Cascade, które było najbliższym źródłem świeżej wody. Po takich wrażeniach musiała zaspokoić pragnienie.
Maszerowała kilka minut, aż dotarła do niewielkiego wodospadu, który znajdował się w centrum watahy. Nachyliła się nad taflą wody i zaczęła pić. Gdy podniosła łeb, spostrzegła zbliżającą się w jej stronę Ich Queen.
- Cześć, znowu spotykamy się w tym miejscu - zaśmiała się biała samica.
- Witaj, Ice - uśmiechnęła się lekko Raquel.
- Co jesteś taka… W dziwnym nastroju?
- Aaa tam… Ciężka noc - ciemnoszara machnęła łapą. - No i nowe wilki…
- Rozumiem. Chodzi o Kzen’a? - domyśliła się Ice.
Raquel pokiwała głową z grobową miną.
- Czytasz mi w myślach. - odpowiedziała.
- Cóż… Dziwne czasy nas nadeszły. Tyle wilków przychodzi, tyle odchodzi… Jeszcze w takich dziwnych okolicznościach.
- Racja. Sporo emocji… Ta cała sprawa z wygnaniem, wprowadzanie w życie watahy nowych… - zgodziła się Raquel.
W tym momencie zza krzaków jak na zawołanie wyskoczył Kzen. Ice Queen aż podskoczyła przez to nagłe zjawienie się przybysza.
- Dzień dobry, drogie panie, usłyszałem waszą rozmowę i chciałem się przywitać - powiedział.
- Hej - przywitały się obie wadery.
- Rzeczywiście musieliście ostatnio sporo przeżyć… Oczywiście z tego, co słyszałem. - zaczął mówić szary basior.
- A co słyszałeś? - dopytała Raquel.
<Kzen?>
Od Raquel - „Nie uciekniesz przed przeszłością” cz. 3
Trzęsła się z emocji. Jeszcze nie doszła do siebie, nie pozbierała myśli. Miała do zadania tyle pytań, jednak nie potrafiła wydusić z siebie nawet jednego. Siedziała więc tak roztrzęsiona i milcząca, wpatrując się w swoje łapy. Co jakiś czas było słychać odgłosy burzy na zewnątrz. W pewnym momencie jej starszy o rok brat chrząknął, przez co samiczka podniosła na niego wzrok.
- Pewnie zastanawiasz się, co tu robię… - powiedział.
- Co tu robisz, gdzie byłeś, co z matką… - zaczęła recytować wadera.
- Należą ci się odpowiedzi na każde pytanie, Raqi. - po tych słowach Raquel poczuła dreszcz przeszywający jej kręgosłup. Nikt nie zwracał się do niej w ten sposób od bardzo dawna.
Rod wstał i podszedł do siostry. Usiadł obok niej.
- Kiedy wyruszyłem… Sześć miesięcy zajęło mi, zanim natrafiłem na jakikolwiek ślad matki. Od handlarza, który odwiedzał różne watahy, dowiedziałem się, że para wilków odpowiadających opisem naszym rodzicom była w tamtej okolicy kilka miesięcy wcześniej.
- Jak to dwa wilki? Ojciec… Ojciec też? - nie rozumiała Raquel.
- Tak. Też mnie to zdziwiło. Wiem, że nie znałaś ojca i miał swoje za uszami, ale mimo wszystko był dobrym wilkiem. Zanim zniknął, był specyficzny, cichy i wydawał się ponury… Ale troszczył się o nas… - w tym momencie zrobił chwilę przerwy, po czym wrócił do opowieści. - Dobre było to, że szedłem we właściwą stronę. Złe było to, że musiałem sporo nadrobić. Następnie dni podróży spędziłem na biegu z krótkimi przerwami, chciałem jak najszybciej zbliżyć się do rodziców. To była mroźna zima, przez co wędrówka nie była przyjemna. Po kolejnych kilku miesiącach znalazłem się przez przypadek na terenach bardzo specyficznej watahy. Strażnicy złapali mnie i po przepytaniu uznali za szpiega. Nie podobał im się opis dwóch zaginionych wilków, który im przedstawiłem, myślałem, że mi pomogą. Zostałem wtrącony do aresztu. - ponownie urwał. - Raqi, to, co ci opowiem, jest dla mnie… Bolesne.
Jego siostra pokiwała łbem w zrozumieniu. Jaskinię rozświetliło światło błyskawicy.
- Kiedy byłem w areszcie, odwiedzała mnie miejscowa wadera, Ana, z początku mi nie ufała, ale z każdym dniem stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. W końcu Ana opowiedziała mi, dlaczego zostałem tam zamknięty. Nasi rodzice byli w tamtej watasze, jednak zostali wygnani za zdradę niedługo przed moim przybyciem.
Raquel zmarszczyła brwi.
- Co? Że co mogli im zrobić nasi rodzice? - zapytała z niedowierzaniem.
- Nie wiem. Próbowałem się dowiedzieć wiele razy, tłumaczyłem, że to mogłoby pomóc, ale… Ale mi nie powiedzieli. Tak, jakby czegoś się bali. Właściwie nie jestem pewien, czy rodzice nadal są żywi… - wyszeptał.
Samica chwilę spędziła na zastanawianiu się. Została nagle zalana falą wspomnień i odpowiedzi na pytania, które męczyły ją od lat.
- Czyli nie znalazłeś rodziców… - stwierdziła niepewnie. - To dlaczego nie wróciłeś do mnie?
Rod sapnął i spojrzał w oczy siostry z wyrazem skruchy. W tej chwili rozległ się kolejny grzmot.
- Wypuścili mnie z aresztu, gdy zdobyłem ich zaufanie. Mogłem wrócić, ale…
- Ana… - zrozumiała siostra i prychnęła.
- Raquel, zrozum… - błagał Rodrigo. - Zakochałem się.
- To co się z nią stało? - zapytała nieco bardziej gniewnym tonem.
Ciemnoszara wadera pierwszy raz była naprawdę zazdrosna. Czekała na starszego brata kilka lat, kiedy on spokojnie mógł do niej wrócić. Problem w tym, że wybrał inną waderę. Nastawienie Raquel zmieniło się jednak nieco, kiedy zobaczyła, że w oczach jej brata zbierają się łzy.
- Miała mi urodzić szczeniaki, ale dopadła ją cholerna choroba. Medycy nie potrafili jej pomóc. Zmarła pod koniec ciąży… - głos wyraźnie mu się łamał.
Samica nie wiedziała, jak ma zareagować. Zrozumiała w tym momencie, że każdemu czasem zdarzają się trudniejsze chwile, nawet takie, które zostawiają w nas stały ślad.
- Rod… Tak mi przykro… - wyszeptała i wtuliła się w bok brata.
Ten otrząsnął się i spoważniał.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz… - powiedział.
- Ta historia jest trudna do przyswojenia, to wszystko jest takie stare i nowe zarazem… - Raquel miała mieszane myśli. - Jednego nie umiem ci wybaczyć… Wtedy w nocy… Obudziłam się, Rodrigo, nie chciałam wam przeszkadzać… Ale zabolało mnie to, że mnie nie pożegnałeś.
Starszy brat głośno wypuścił powietrze.
- Byłem… Byłem na to za słaby. Powiedziałem do Ricardo, że nie chcę sprawiać bólu tobie, a tak naprawdę ja nie chciałem cierpieć. Tak bardzo przepraszam, to było niesłychanie samolubne… Ale wiedziałem, że mógłbym nie wytrzymać tego psychicznie. Tuż zanim nakrył mnie Ric, podszedłem do ciebie. Pocałowałem cię w czoło i szeptem przeprosiłem. Nie potrafiłbym patrzeć na twoje łzy…
Raquel posłała mu delikatny uśmiech zrozumienia tuż przed tym, gdy usłyszeli następny huk burzy. Nagle Rodrigo błysnęło w oczach tak, jakby coś go olśniło.
- Raqi… Gdzie jest Ricardo? - zapytał.
Wadera, która wpatrywała się wcześniej w swoje przednie łapy, skierowała teraz wzrok na oczy brata, lecz nie wydała z siebie ani jednego dźwięku.
Czuła się, jakby serce pękało jej od nowa.
- Nie… - prawie wyszeptał basior.
- Tak… - w głosie samicy było słychać ogromny smutek.
- Ale… Ale jak to się stało…?
Raquel ze szczegółami opowiedziała bratu o najstraszniejszej nocy w jej życiu. Pod koniec historii płakała. Rod objął ją.
- Czyli dla nas obu życie nie było specjalnie łaskawe… - powiedział. - Nie wierzę, że straciłem brata… To musi być jakiś zły sen… Mogłem z wami zostać…
- Mogłeś… I do dzisiaj nie rozumiem, czemu tego nie zrobiłeś… - Raquel odsunęła się od niego, wstała i podeszła do stołu z flakonikami.
***
Noc Rodrigo spędził w jaskini Raquel. Spał w laboratorium, chciał dać siostrze przestrzeń i czas na przemyślenie wszystkiego.
Rzeczywiście było o czym myśleć. Wadera wszystkimi czterema łapami broniła się niegdyś przed własną przeszłością, teraz czuła się, jakby została przygnieciona przez lawinę. Długo nie potrafiła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, jednak sen nie chciał jej ogarnąć. Sama nie wiedziała już, czy woli to od koszmarów sennych. Cicho westchnęła. Po godzinach męczenia się z własnymi myślami wstała w środku nocy i cichym krokiem zajrzała do laboratorium. Jej brat, jedyny wilk, który jej pozostał, leżał spokojnie przy jednej ze ścian. Miał zamknięte oczy, jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Spał. Raquel wyczuła mocą jego ciepło i uśmiechnęła się pod nosem.
Mimo wszystko od tej pory jej życie miało zmienić się na lepsze.
KONIEC
1000+
Od Renesmee Cd. Capitána
- To naprawdę nic. - odparła. Basior stanął obok niej. Położył łapę na jej ramieniu, a ona spojrzała na niego.
- Rene, bądź ze mną szczera, proszę... - samica westchnęła. Po chwili uśmiechnęła się łagodnie.
- Po prostu zrobiłam się w łapę. A dokładniej ten szkrab mnie zranił, ale to przez strach. - odparła.
- Mogę zerknąć? - spytał Capitán. Alfa przytaknęła i przysiadła, aby następnie wyciągnąć łapę przed siebie i ukazać przyjacielowi ją wraz z niewielką raną na niej.
- Cóż, na moje oko nie jest głęboka, ale z pewnością cię boli. Może powinniśmy się udać do medyków ? - spytał.
- Nie chcę im robić kłopotów. - odparł wadera.
- To nie kłopot Renesmee. Jesteś ranna i powinien cię obejrzeć medyk. Stworzonko jest magiczne. Nie wiemy, czy do rany nie wda się jakieś zakażenie...
- Masz rację... Nie pomyślałam o tym... - przyznała wadera spuszczając wzrok na ziemię.
- Nie ma co się smucić Rene. - odparł z delikatnym uśmiechem Capitán. Alfa westchnęła, po czym spojrzała na samca.
- Naprawdę cieszę się, że tu jesteś. - przyznała. Capitán uśmiechnął się.
- Pójdę po jednego z medyków. - odparł spokojnie. Wadera zgodziła się. Po chwili została sama ze stworzonkiem.
- Jakby cię tu nazwać.... Może Vaim? - spytała. Istotka zdawała się przechylić główkę na bok, a następnie podbiła się wysoko i wylądowała na grzbiecie alfy. Renesmee uśmiechnęła się. Vaim zdążyła zwiedzić całą jaskinię, zanim wrócił Capitán wraz z Tarou.
- Więc to ten mały urwis. - powiedział przyjaźnie skrzydlaty basior. Vaim poruszyła skrzydłami i po chwili schowała się gdzieś w rogu. Medyk zbliżył się do alfy. Opatrzył jej łapę i nakazał, aby przez kilka dni Renesmee dużo odpoczywała. Alfa nie była zadowolona ze słów medyka. Przecież miała tak wiele obowiązków. Nie mogła odłożyć ich na później.
- Rene, tu naprawdę chodzi o twoje zdrowie. Obiecaj, że odpoczniesz. - powiedział z troską Tarou. Renesmee zerknęła na Capitána, który skinął głową. Alfa westchnęła.
- Zgoda. Odpocznę. - odparła. Tarou uśmiechnął się i po pożegnaniu opuścił jaskinię alfy. Nagle Vaim zbliżyła się do łapy Renesmee. Zaczęła się do niej delikatnie tulić, a następnie położyła swoją drobną łapkę na ranie. Renesmee cicho syknęła. Po chwili oboje wraz z Capitánem z niemałym zdziwieniem spoglądali na łapę samicy. Rana znikła....
Vaim wydała z siebie cichy pisk i znów zaczęła biegać wśród skał. Renesmee spojrzała na Capitána.
- Cóż... Przynajmniej poznaliśmy jedną z jej zdolności. - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Beta uśmiechnął się.
- Masz rację. - odparł, a po chwili spojrzał na Vaim. Alfa również podążyła wzrokiem na stworzonko.
- Jak myślisz... Czy razem z Opal by się dogadały? - spytała zastanawiając się.
Od Kuroi Hone Cd. Raquel
-Gotowa?- Zapytał spoglądając na waderę kontem oka, ta odwróciła łeb w jego stronę i kiwnęła, a następnie ponownie spoglądała w stronę mrocznego i tajemniczego lasu.
Dwa wilki zrobiły pierwsze kroki w stronę lasu, gdy byli już w jego wnętrzu zwiększyli swoją czujność kilkukrotnie, w takim miejscu jak Forêt Ombragée trzeba być czujnym ponieważ jest to miejsce niebezpieczne. Praktycznie każde stworzenie chce ich tu zabić, a dużo bardziej chcą stąd wyjść i przeżyć. Ale najbardziej chcieli odzyskać dwójkę małych smoków.
Powoli przesuwali się do przodu, jednak nie szli cały czas jedną prostą drogą, mogło to być naprawdę niebezpieczne. Sama droga była naprawdę niebezpieczna, mogą tu nawet zginąć, a pójście cały czas jedną i tą samą ścieżką mogłoby pomóc stworzeniom z Forêt Ombragée łatwiej ich znaleźć i zabić.
Nagle wśród liści i krzaków usłyszeli szelesty, chwilę po tym zauważyli czarne łuski zbliżające się w ich stronę.
-Uważaj! To wąż mroku!- Powiedziała wadera. Węże mroku to naprawdę duże kłopoty i zagrożenie życia.
Kuroi i Raquel momentalnie odskoczyli na boki, gdy wylądowali na łapach płatny morderca przybrał pozę gotową do ataku. Ale już po chwili wąż podniósł swój łeb pokazując przy tym, że jest najzwyklejszym czarnym wężem, który nawet ich nie zaatakował. Alchemiczka odetchnęła z ulgą, nawet gdyby był jadowity jego jad nie byłby tak zabójczy jak jad węża mroku.
-Zwykły wąż.- Powiedział Kuroi podążając wzrokiem za czarnymi łuskami schowanymi w liściach.
-Mamy szczęście.- W jej głosie było słychać dużą ulge.
Basior niczego nie odpowiedział tylko zaczął iść dalej, a wraz z nim wadera.
niedziela, 29 listopada 2020
Od Tarou Cd. Bai Langa ~ Los naszym panem
Od Raquel Cd. Kuroi Hone
- Nie. Nie możesz się poświęcać dla mojego towarzysza. Pójdę tam. Jeśli ktoś ma się wycofać, powinieneś to być ty. W tym lesie jest niebezpiecznie, a ty nie masz po co się narażać. - powiedziała, marszcząc brwi.
Samiec spojrzał na nią przenikliwie.
- Nie obraź się, ale możesz sobie nie poradzić. Przyda ci się pomoc, pójdę tam, czy tego chcesz, czy nie. - odparł stanowczo.
- Wiem, wyglądam niepozornie. Ale byłam w Vallée Sombre i jak widzisz przeżyłam. - Kuroi w tym momencie zrobił coś wcześniej dla Raquel niemożliwego: zmienił minę na taką, która wyrażała pozytywne zaskoczenie. - Właśnie tam znalazłam jajo, z którego wykluł się Halcón. - kontynuowała.
- Czyli sobie poradzimy. - odpowiedział Hone, podkreślając sylabę „my”.
Wadera sapnęła.
- Ostatnio mi się udało, ale może miałam szczęście. Masz rację, że to miejsce jako cel dwóch małych smoków jest bardzo prawdopodobne, ale… Obawiam się, że tam Halcónowi coś może się stać… Większe smoki mogą być do niego mniej przyjaźnie nastawione, nie mówiąc o tych wszystkich upiorach…
- Damy radę. - przerwał jej basior z poważną miną.
Raquel miała na to ogromną nadzieję. Nie chciała mierzyć się z wężami mroku i zagubionymi duszami, łudziła się, że i tym razem szczęście jej dopisze i uniknie tajemniczych istot.
Kuroi wydawał się dość pewny. Wilczyca zastanawiała się, czy rzeczywiście jest taki twardy, czy może tylko udaje. Wydawał się jej aż abstrakcyjnie silny psychicznie, nie wzruszało go właściwie prawie nic.
- Może chodźmy, dopóki jest jasno. - powiedział nagle.
Raquel zastanowiła się. Był to dobry pomysł, jednak pod osłoną nocy mogłaby skorzystać z niewidzialności. Może ostatnio wyszła cało z Forêt Ombragée, bo użyła tej mocy? Hone nie wiedział o jej darze, którego mogła użyć, gdy zachodzi słońce. Postanowiła, że zachowa tego asa na później i zaryzykuje podróż do niebezpiecznego miejsca w dzień.
- No to w drogę. - zachowała pełną powagi minę.
<Kuroi?>
Od Kuroi Hone Cd. Raquel
- No to co teraz? - Zwróciła się do Hone wadera.
-Proponuję...- Tu basior zrobił przerwę. Zamierzał powiedzieć coś co zaczęło chodzić mu po głowie już od jakiegoś czasu. Nie wiedział jak wadera zareaguje, ale to tam mogły udać się dwa smoki.- Vallée Sombre, ponoć występują tam smoki.- Na pysku wilka pojawił się delikatny uśmiech, który mógł przy tym wyglądać z lekka przerażająco. Raquel cofnęła się o kilka kroków, 'Boi się?'- zadał pytanie sam sobie.
-...Vallée Sombre? Przecież to część Forêt Ombragée...
-Tyle akurat wiem.
-To jest niebezpieczne... To jest bardzo niebezpieczne. Jesteś pewny?- Zapytała wadera patrząc na czarnego basiora.
-Oczywiście, a przynajmniej tak myślę. Boisz się?
Wadera nie odpowiedziała na pytanie Kuroiego. To jest naprawdę jedynym miejscem gdzie ta dwójka mogła się udać. Gutou znał terany Vallée Sombre i Forêt Ombragée, a przynajmniej powinien, Hone wysyłał go na zwiady w tamte tereny, ale nie był też tam przez długi czas. Jednak czy naprawdę tam poszli? Nie miał do tego pewności, ale gdzie też mogliby pójść?
-Jeżeli nie chcesz iść to zostań. Wróć do jaskini, a ja tam pójdę i przyniosę twojego towarzysza.- Odparł obojętnie. Jego słowa muszą brzmieć teraz naprawdę nieodpowiedzialnie, w końcu to brzmi jakby proponował samobójstwo choć... pójście tam nie różni się od tego zbyt wiele. Są tam naprawdę niebezpieczne stworzenia, które bez żądnego problemu zabiły by wilka.
Od Kuroi Hone Cd. Andzi
- Hej- Odparła.- jestem Andzia, a to Aludra. Jakby co to rany są jej sprawką, ćwiczyliśmy i zapomniałam powiedzieć, że ma nie używać pazurów i kłów, ale było za późno.
-Rozumiem.- Powiedział lekko oschłym, ale i poważnym tonem.- Jestem Kuroi Hone.- Dodał.
-Miło mi cię poznać, Kuroi. Jeżeli mogę spytać, co tu robisz?
Czarny basior jedynie rzucił spojrzeniem na Andzię niczego nie mówiąc.
-Znaczy... Jeżeli nie chcesz mówić to nie będę cię zmuszał.- Odparła szybko.
-Zostałem ranny. Ale to nic wielkiego.- Powiedział przy tym lekko przymykając oczy. Tym razem to Andzia niczego nie odpowiedziała, nie miała szansy zobaczyć rany Hone na boku, ponieważ musiałby podejść z drugiej strony.
Ren- tak miał na imię rudy wilk, który był drugim medykiem tej watahy wyszedł z jaskini medycznej. Widząc waderę przywitał się z nią i spytał o to co jej się stało i kto to zrobił. Zaczęli rozmowę, a potem udali się do środka jaskini medycznej, jednak basior nie zwracał na to zbytnio uwagi, starał się "odpoczywać" jak kazali mu medycy. Nie chciał by przyszli i kazali mu wracać do jaskini medycznej, z resztą zabrałby im tym tylko ich cenny czas, który mogliby poświęcić innym wilkom lub ich inne zajęcie. Nie uważał, że potrzebna jest mu jakaś specjalna opieka, uważał raczej, że uda mu się najzwyczajniej w świecie wykurować z tej rany.
A po za tym czuł już się dużo lepiej, już za parę dni powinien być już w stanie biegać czy polować, ale sam nie był też aż tak bardzo tego pewny. 'Poczeka się i się zobaczy'- pomyślał.
sobota, 28 listopada 2020
Tropiciel ~ Vaayu
PRZEZWISKO: Vee, ale nie przeszkadzają jej też inne skróty.
OSOBOWOŚĆ: Na początku Vaayu była naprawdę towarzyską wilczycą. Emanowała radością, a każdy dzień traktowała jako okazję do spróbowania czegoś nowego. Była też bardzo empatyczna. Matka nigdy nie okazywała jej miłości, ale mimo tego Vee starała się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy rozpoczęła trening. Odstawała od reszty rodzeństwa, co sprawiało, że rodzicielka znęcała się nad nią psychicznie. Z każdym dniem Vaayu zamykała się coraz bardziej, aż w końcu nauczyła się ukrywać swoje emocje. Po opuszczeniu ojczystej watahy spotykała wiele wilków, z którymi starała się zaprzyjaźnić, jednak większość z nich traktowała ją jak wroga. Sprawiło to, że jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, a przez to z kolei stała się jeszcze bardziej samotna. Kiedy dołączyła do watahy, postanowiła, że spróbuje się przełamać, być rozmowna i miła. Niestety ma z tym pewne trudności. W szczególności z tym pierwszym. Nie okazuje zbytnio emocji, również tych pozytywnych, ale stara się to zmienić. Cały czas zgrywa twardą, ale kiedy jest sama, zdarza jej się płakać. Co prawda nie dzieje się to zbyt często, ale jednak dzieje. Kiedy ktoś pyta ją o przeszłość, staje się oschła i nieprzyjazna. Bardzo chciałaby się przed kimś otworzyć, zwierzyć się ze wszystkiego, czego doświadczała przez ostatnie lata, ale najzwyczajniej w świecie się boi. Jej marzeniem jest znaleźć przyjaciela, który zaakceptowałby ją w pełni taką, jaka jest, lecz utrudnia jej to strach przed przywiązaniem. Jednak gdzieś tam, głęboko w jej sercu, cały czas mieszka ta sama, mała i radosna Vee, która tylko czeka na okazję, aby ponownie wrócić do życia.
RODZINA:
→ Rae - matka - Znęcała się psychicznie nad córką, nigdy nie okazywała dzieciom miłości.
→ ? - ojciec - Na pewno był członkiem watahy, ale, ze względu na niezbyt cnotliwe życie Rae, nie do końca wiadomo, kto nim był.
→ Dakoo i Imaara - bracia - Urodzili się w tym samym miocie co Vee, ale byli od niej dużo więksi, silniejsi i wcześniej odkryli swoje moce. Znęcali się nad siostrą.
→ Saaya - siostra - Jedyna członkini watahy, która szanowała Vaayu. Były w neutralnych relacjach.
HISTORIA: Wadera urodziła się w dość licznej watasze, zamieszkującej góry na dalekiej północy. Należące do niej wilki przykładały wielką wagę do dyscypliny i rozwijania swoich mocy. Matka Vaayu była szczególnie zawzięta. Do swoich dzieci odnosiła się oschle i nie okazywała im miłości, bo chciała, aby wyrosły na dobrych wojowników. Wywierała na nie wielką presję i na ich niepowodzenia reagowała ze złością. Vee starała się spełnić jej oczekiwania, ale i tak odstawała od reszty rodzeństwa. Jej moce objawiały się bardzo powoli i były zdecydowanie mniej widowiskowe niż reszty. Matce bardzo się to nie podobało, więc wyżywała się na córce psychicznie. Vaayu nauczyła się nie okazywać emocji i znosić jej humory, ale pewnego dnia coś w niej pękło. Poddała się złości i rozpaczy i zaczęła na nią krzyczeć. Matka bardzo się zdziwiła, ale po chwili milczenia wybuchła śmiechem i ponownie zaczęła wyśmiewać córkę. Vee nie wytrzymała. Zaczęła trząść się delikatnie, gdy nagle kawałek stropu oderwał się, przygniatając starszą wilczycę do ziemi. Tak objawiła się kolejna moc dwuletniej wtedy wadery. Jej matka zamilkła. Żyła, bo kamienie spadły tylko na tylną część jej tułowia, ale w jej oczach widać było ból i przerażenie. "Pomóż mi Vaayu" - wyszeptała głosem, jakiego jeszcze nigdy nie użyła w stosunku do dzieci. Cichym i łagodnym. To jednak jeszcze bardziej przestraszyło, już i tak przerażoną, Vee. Stała chwilę w milczeniu, a później odwróciła się i uciekła. Nie chciała już żyć w takim miejscu, wśród wilków, które sprawiły, że zrobiła coś tak strasznego. Tęskniła za poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawała jej wataha, ale nauczyła się żyć samotnie. Przez rok tułała się po świecie, docierała w rozmaite miejsca, polowała na różnoraką zwierzynę, ale przede wszystkim doskonaliła swoje moce. Podczas swojej wędrówki natrafiała na wiele wilków, ale większość z nich traktowała ją jak wroga. Bardzo chciała znaleźć swoje miejsce, więc bardzo się ucieszyła, kiedy natrafiła na Watahę Renaaissance, która przyjęła ją w swoje szeregi.
PARTNER: Nie ma i nigdy nie miała.
POTOMSTWO: Nie posiada.
ŻYWIOŁ: Przyszłość, Noc (Księżyc)
MOCE:
→ Często nachodzą ją wizje przyszłości, ale zazwyczaj dotyczą one przypadkowych wydarzeń i są niezrozumiałe. Wadera potrafi również z własnej woli zobaczyć, co się niedługo stanie, ale użycie tej mocy wymaga od niej dużego wysiłku. Stara się nie korzystać z niej zbyt często.
→ Jej samopoczucie zmienia się w zależności od sytuacji, które będą miały miejsce w niedalekiej przyszłości. Kiedy ma wydarzyć się coś dobrego, odczuwa pozytywne emocje, jeśli zaś coś negatywnego, pogarsza się jej nastrój, a nawet pojawiają się u niej objawy choroby.
→ Potrafi na pewien czas zmienić oddziaływanie grawitacyjne księżyca w danym miejscu, co pozwala jej kontrolować pływy.
→ W nocy zmieniają się jej atrybuty fizyczne. Zależą one jednak od fazy księżyca - zwiększają się one najbardziej podczas pełni, ale w trakcie nowiu mogą ulec pogorszeniu.
→ Pod wpływem silnych emocji, głównie negatywnych, jest w stanie niszczyć różne obiekty, odepchnąć je od siebie, a nawet zawalić część jaskini. Póki co nie jest do końca w stanie tego kontrolować. Nie udało jej się jeszcze powiązać tego z żadnym z żywiołów.
UMIEJĘTNOŚCI:
Inteligencja: 25
Siła: 15
Szybkość: 15
Obrona: 20
Moce: 25
Razem: 100
PUNKTY ZDROWIA: 100/100
STAN PSYCHICZNY: ◉◉◉◉◉◉◉◉◉◉
GŁÓD: 5/5
CHOROBA: brak
DOŚWIADCZENIE: 0
CIEKAWOSTKI:
→ Bardzo lubi burzę.
→ Potrafi usnąć w każdych warunkach. Może ją jednak obudzić nawet najcichszy szmer.
→ Często śnią jej się wydarzenia z przeszłości.
WŁAŚCICIEL: julka20502 [howrse] (bardzo rzadko tam zaglądam); bush.brave78@gmail.com; Peachy#6231 [discord];
Od Raquel Cd. Kuroi Hone
- To ma dużo sensu. Dziękuję, że to mówisz, to może być cenna informacja. - symbolicznie kiwnęła głową.
Kuroi Hone wykonał ten sam gest.
- Chodźmy po śladach, zobaczymy, dokąd prowadzą. - zaproponowała Raquel.
Ślady ciągnęły się wzdłuż brzegu morza, na północny-wschód. Wiatr nasilił się, przez co było coraz zimniej. Samica zagryzła tylko zęby i dalej szła przed siebie.
Kuroi nieco ją uspokoił, wiedziała przynajmniej, że tajemnicze stworzenie broni jej towarzysza i nie zrobi mu krzywdy. Mimo wszystko martwiła się, że ochrona drugiego smoka mogła nie wystarczyć. Sądząc po śladach, owa istota była podobnej wielkości, co Halcón. Dwa małe smoki nie dałyby rady, gdyby na przykład zaatakował je dorosły gryf. Chyba, że ten niezidentyfikowany miał jakieś specjalne moce.
- Nie jest ci zimno? - z rozmyślań wyrwał ją głos Kuroi.
To pytanie z jego ust wydało się dziwne, Raquel na pewno się go nie spodziewała. Doceniła troskę samca.
- Jest trochę zimniej, ale mam grube futro. - posłała mu uśmiech.
Na odwzajemnienie uśmiechu nawet nie czekała, basior ciągle miał grobową minę. Intrygujący wilk… Przez jego poważną postawę trudno było zgadnąć, co czuje w danej chwili.
W końcu Raquel i Kuroi znaleźli się na skraju lasu Haute Forêt. Piasek już tam nie dosięgał, przez co nie było już widać żadnych śladów łap. Samica spróbowała po raz kolejny wyczuć swojego towarzysza.
- W okolicy znajduje się małe stworzenie wielkości Halcóna, jednak jest na drzewie, więc to raczej lisiurka. Dwadzieścia metrów idealnie przed nami jest stado leśnych byków składające się z… - tu wadera na chwilę urwała, jakby szybko coś liczyła. - z siedmiu osobników.
Hone spojrzał na alchemiczkę.
- Wyczuwasz ciepło żywych, prawda? - zapytał.
- Dokładnie tak. Dlatego wiem, że dwóch małych smoków tu nie ma. - odrzekła.
Kuroi pokiwał głową w zrozumieniu.
- I skoro jest tu stado leśnych byków, to w ostatnim czasie smoków też tu nie było… - stwierdził.
- …bo smoki by je spłoszyły. - dokończyła Raquel.
Wilki spojrzały na siebie.
- No to co teraz? - zwróciła się do Hone wadera.
<Kuroi? :3 >
Od Raquel - „Nie uciekniesz przed przeszłością” cz. 2
Był koniec lipca. Piękna pogoda, ani jednej chmury na niebie, delikatny wietrzyk. Woda w oceanie była ciepła, był to idealny czas na relaks. Raquel leżała tego wieczoru na trawie tuż przy wejściu do jaskini, w której jej starsi o rok bracia debatowali nad tym, co powinni zrobić. Samiczka próbowała wyłapać każde ich słowo, ciekawość nie pozwoliła jej w tym momencie na zostawienie ich w spokoju. Pysk miała oparty na swoich przednich łapach, wpatrywała się w ziemię. Leżała niemal nieruchomo z poważną miną. Była młoda, owszem, ale rozumiała powagę sytuacji. Prawie półtoraroczny wilk też mógł mieć swój rozum.
Nagle rozmowy w jaskini ucichły. Z jej wnętrza wyszła para basiorów, Ricardo wydawał się niebywale smutny, Rodrigo natomiast zachował pokerowy wyraz twarzy. Raquel szybko podniosła się z trawy i spojrzała wyczekująco na braci.
- Jutro o świcie wyruszam. Doszliśmy z Ricardo do wniosku, że ktoś powinien odszukać matkę. - powiedział Rod.
Drugi samiec spuścił łeb i westchnął. Wadera z niedowierzaniem patrzyła to na jednego, to na drugiego.
- Jak to? Ric, pozwolisz mu na to? - wilczyca czuła, że do oczu napływają jej łzy.
- Przepraszam Raqi, mimo wszystko nasz brat ma rację… Matka może potrzebować pomocy…
Tym przezwiskiem zwracali się do niej tylko bracia. Rzadko używali jej pełnego imienia. Samiczka pokręciła łbem z niedowierzaniem.
- Najpierw ucieka ojciec, którego nawet na oczy nie widziałam, potem matka znika co jakiś czas i nagle trzeba jej szukać, teraz odchodzi Rodrigo…? - ostatnie słowa wymawiała już, łkając.
Rod podszedł do niej, obejmując ją. Ta wtuliła się w jego grube czarne futro, chłonąc jego zapach po raz ostatni.
- Kocham cię, Raqi… Kiedyś wrócę, wrócę razem z matką i wszystko będzie jak dawniej… - wyszeptał jej do ucha.
Jego młodsza siostra nie potrafiła wydusić z siebie żadnej odpowiedzi. Musiał się zadowolić kiwaniem jej głowy.
Noc była dla wadery niespokojna. Długo nie potrafiła zasnąć, a kiedy już się jej to udało, przyśnił jej się pierwszy koszmar. Obudziła się, kiedy jeszcze było ciemno. Cała trzęsła się ze strachu. Nie podniosła się, ciągle leżała w tej samej pozycji.
W pewnym momencie do jej uszu dotarł cichy głos Ricardo.
- Odchodzisz już teraz? W nocy?
- Zaraz zacznie się świt, nie chcę sprawiać Raquel dodatkowego cierpienia, które wywoła kolejne pożegnanie… - odpowiedział szeptem Rodrigo.
- Naprawdę myślisz, że nagłe odejście jej pomoże? Że nie będzie cierpieć?
- Proszę, dla mnie to też jest trudne. Wystarczy mi, że ty mnie nakryłeś…
Samica nie usłyszała więcej. Jej brat właśnie odchodził, jednak nie chciał znowu się z nią żegnać… Postanowiła udawać, że śpi i uszanować jego wolę. Z trudem powstrzymywała płacz.
***
Dla Raquel następny rok był niebywale ciężki. Żyła tylko z jednym bratem - Ricardo. Nie łudziła się, że Rodrigo zjawi się do jesieni, czy nawet do zimy. Jednak na wiosnę zaczęła wypatrywać jego sylwetki idącej obok jej matki na horyzoncie. Latem była już wystraszona.
- Ric, dlaczego oni nie wracają? - zapytała kiedyś basiora.
Brat spojrzał na swoją siostrę oczami o dwóch różnych kolorach. Jego milczenie było dość wymowną odpowiedzią.
Tamtego wieczoru, w dokładną rocznicę wyruszenia na wyprawę Rodrigo, rodzeństwo postawiło na pobliskim wzgórzu drewniany krzyżyk. Był on symbolem pustego grobu, upamiętnienia ich matki i brata. Nie chcieli dłużej w samotności przebywać na rodzimych terenach. Każde miejsce przywoływało wspomnienia, które okazały się zbyt bolesne. Przyszła pora na daleką podróż na północ.
***
Żadne miejsce nie wydawało się już „domem”. Już blisko dwa lata minęły od pogrzebu bliskich. Rodzeństwo nie zagościło w żadnej watasze, byli parą samotnych wilków wędrowców, którzy sami nie wiedzą, dokąd zmierzają. Obecnie znajdowali się w jaskini w głębi lasu. Raquel nie spodziewała się, że nadchodząca noc sprawi, że zostanie sama na świecie.
Jaskinia, w której się zatrzymali, została o zmierzchu zaatakowana przez grupę trzech wilków. Ricardo bronił siostry, której jednak jeden z obcych uszkodził lewe ucho i pozostawił dużą bliznę na prawym udzie. Dzielny samiec pokonał napastników, sam otrzymał jednak śmiertelne rany. Raquel spędziła kilka godzin na próbach przyrządzenia eliksiru, który uleczyłby ukochanego członka rodziny. Jej starania spełzły na niczym, było to wydarzenie, przez które postanowiła doszkolić się w alchemii. Trzymała w łapach konającego brata, kołysząc się i płacząc. Tym razem nie powstrzymywała łez. Była pewna, że jej rozpacz mógł usłyszeć każdy w pobliżu. Nie było to dla niej istotne. Właśnie patrzyła, jak umiera ostatni ważny dla niej wilk i nie potrafiła na to nic poradzić.
C.D.N.
Od Kzen'a Cd. Raquel
- A jak myślisz?
- N-nie wiem - zaraz po jej słowach, Kzen odsłonił ostre kły.
- Nie wiesz, że lepiej mnie nie wkurzać?
- Um. Nie - samica była spokojna, ale ciarki przeszły ją na myśl o ataku wielkiego samca. On nie miał wcale ochoty atakować niewinnej wadery, więc wskoczył w krzaki. Usłyszał tylko krzyk Raquel:
- Znowu, cholera?! - nie usłyszała ona odpowiedzi. Jej myśli zamgliły pytania.
- Tylko wybierz dobrze! - tajemniczy głos nie dawał jej spokoju. Nie wiedziała która opcja jest dobra, a były aż trzy: albo pobiec za Kzen'em, albo wrócić do bezpiecznej jaskini, albo jeszcze powiedzieć o tym Renesmee. Postanowiła wrócić do jaskini. Jednak pewien huk, rozbrzmiewający co chwilę nie dawał jej spokoju. Nie był to szary samiec, bo on pobiegł gdzieś, albo pioruny. Poza tym było by widać jego żółte ślepia. Ten huk mroził krew w żyłach. Lepiej było nie wiedzieć co to jest...
Raquel??
Od Bai Langa Cd. Diegore
Bai uśmiechnął się delikatnie rozbawiony. Zachowanie Diegore było dla Baiego czymś nowym i niespotykanym, pierwszy raz spotkał takiego wilka jak on.
-Miło mi cię poznać Diego.- Powiedział przyjaźnie, ale przy tym nadal lekko nieśmiale Bai.
-Nawzajem Bai Lang.- Odparł, uśmiechając się biały basior.
-Oh, wystarczy Bai, nie musisz mówić do mnie pełnym imieniem.
-I super.- Diegore Baiowi wdawał się naprawdę bardzo pewny siebie. Zielarz jest jego przeciwieństwem, Lang naprawdę chciałby mieć choćby odrobinę takiej pewności siebie.
-Co się stało, że trafiłeś do jaskini medycznej i jesteś ranny?- Zapytał tonem, w którym było słychać troskę oraz zmartwienie.
Zazwyczaj właśnie takie podejście miał do pacjentów Bai, może to wynikać z tego, że wcześniej większością jego pacjentów były szczeniaki, więc to już pewnie jego takie przyzwyczajenie. W czasie czterech miesięcy przed jego drugimi urodzinami Lang odwiedził dwie watahy, gdzie pomógł paru szczeniakom, ponieważ akurat w tamtym czasie medycy watah byli zajęci.
-Cóż... sterty liści mogą być zdradzieckie.
Zaraz po tych słowach do jaskini medycznej ponownie wszedł skrzydlaty medyk.
-Przepraszam, muszę odłożyć zioła na ich miejsca. Możemy porozmawiać później.- Powiedział zielarz, patrząc na śpiewaka.
-Nie ma problemu.
Bai kiwnął łbem i udał się w stronę półek z ziołami. Udało mu się jeszcze usłyszeć głos Tarou, który mówił coś do Diegore, jednak nie wiedział co dokładnie, bo nie zwrócił na to uwagi.
Diegore? UwU
Obecny stan: 3830 + 108 = 3938
Od Kuroi Hone Cd. Raquel
- No a wiesz co to jest?- Zapytała wadera basiora.
-Nieważne.
-Jeżeli coś o tym wiesz powinieneś powiedzieć, to może być ważne.- Poważny ton wadery z lekka zaciekawił Kuroiego, wcześniej była zupełnie inna.
-Mówiłem, nieważne, nic o tym nie wiem.- Odparł poważnym tonem, jednak w jego głosie można było usłyszeć ciut złości.
Raquel niczego nie odpowiedziała, odwróciła się i zaczęła iść za śladami jej towarzysza. Czarny basior jednak na chwilę się zatrzymał lekko podnosząc łeb i patrząc na horyzont. 'Gutou, naprawdę? Czemu zawsze gdy spotykasz smoka robisz coś tak głupiego?'- zapytał basior sam siebie, a raczej jego towarzysza.
Kuroi spojrzał na waderę, która już oddaliła się o parę metrów, szybkim krokiem znalazł się trochę za nią obok jej boku.
-Wybacz, czasami daję ponieść się emocją.- Odparł z prawie nie słyszalną skruchą w głosie. Przez takie sytuacje Hone uważa, że nie jest najlepszym płatnym mordercą. W końcu nie powinien dać ponieść się emocją, prawda?
-Nie powinnam była pytać.
-Mam podejrzenia co to może być. To z czym poszedł twój towarzysz.- Powiedział poważnym tonem. Wadera na te słowa zatrzymała się na chwilę.- To może być inny smok, słyszałem, że po między rasami smoków istnieją specyficzne więzi. Ponoć łatwo im się dogadać i często pomagają lub uczą się nawzajem.
Po tych słowach Kuroi zamilkł niczego nie mówiąc, czekał jedynie na to co odpowie wadera. Tym razem nie kłamał, naprawdę posiadał taką wiedzę. Zależy mu na szybkim znalezieniu tej dwójki, a to może w jakikolwiek sposób w tym pomóc.
piątek, 27 listopada 2020
Od Andzi cd. Kuroi Hone
-Aludra, dziś trening bez używania mocy, łącznie ze znikaniem- odparłam. Aludra kiwnęła głową i obie stanęłyśmy naprzeciwko siebie w pozycji walki. Zapomniałam wspomnieć o tym, że ma nie używać pazurów i kłów. Jednak było za późno, Aludra podrapała mi grzbiet i właśnie wbijała kły aby lepiej się utrzymać.
- Aludra!!!- użyłam mocy, aby podnieść jej poziom strachu. Od razu pościła i telepatycznie mnie przeprosiła.
- Teraz muszę udać się do medyka, no super. Ty idziesz ze mną- powiedziałam i ruszyłam z towarzyszką do jaskini Medyka.
Kiedy dotarłam na miejsce zauważyłam czarnego basiora. Nie chciałam mu przeszkadzać, więc postanowiłam pokrążyć blisko czekając aż odejdzie, jednak mnie zauważył i nie odchodził.
-Chodź Aludra, zachowuj się- ruszyłam, a przy mnie Aludra.
- Hej- odparłam- jestem Andzia, a to Aludra. Jakby co to rany są jej sprawką, ćwiczyliśmy i zapomniałam powiedzieć, że ma nie używać pazurów i kłów, e było za późno.
Od Raquel Cd. Kzen’a
- Żartujesz sobie, tak? - spojrzała na towarzysza z niedowierzaniem.
- Że niby co? - Kzen przechylił głowę.
Raquel pokręciła łbem.
- Wracam do jaskini. - powiedziała.
Odwróciła się tyłem do samca i zaczęła iść w stronę domu. Była niesamowicie słaba, sama nie wiedziała, jak udało jej się wstać, skoro zemdlała i kompletnie opadła z sił. Szła powoli, co dało niestety basiorowi szansę na dotrzymanie jej kroku.
- No weź… - zaczepił ją.
- Co, Kzen? Co mam wziąć? Tą sytuację na poważnie? Na pewno nie. - odwróciła się i z trudem przyspieszyła kroku.
Chwilę szła w spokoju, co ją zdziwiło. Jednak po krótkim czasie ponownie zjawił się obok niej wilk z biedną, zabitą przez niego lisiurką. Kzen patrzył na Raquel. Ta starała się nie zwracać na niego uwagi.
- Może jednak skusisz się na kolację…? - mówienie było dla niego trudniejsze, kiedy w zębach trzymał zwierzynę.
Raquel zatrzymała się gwałtownie, czym wywołała wyraźne zdziwienie samca. Odłożył zdobycz na ziemię. Wadera wzięła oddech i zaczęła mówić:
- Mam serdecznie dość tego absurdu. Boisz się „otwartej przestrzeni”, nie dajesz mi żadnych odpowiedzi, nie obchodzi cię to, że mdleję, zabijasz biedne zwierzę najwyraźniej na pokaz…
- A… A te głosy? - wtrącił Kzen.
- Jakie zaś głosy?
- No te, które słyszysz…
Samica skrzywiła się najbardziej jak do tej pory.
- Słucham? To, że mówię czasami do siebie nie oznacza, że słyszę jakieś głosy…
- No ale przecież… - przerwał jej.
- ŻADNE, KURWA, PRZECIEŻ! - wrzasnęła na niego. - Pozwól, że sama będę decydować o tym, co słyszę i czuję, ty lepiej pilnuj własnego nosa! Jak chcesz, to uciekaj sobie dalej przed „otwartą przestrzenią” i zabijaj małe zwierzęta dla zabawy, nie zamierzam dłużej prowadzić tej rozmowy! Idę do jaskini, dobranoc.
Basior nic nie odpowiedział. Jego mina wyrażała szok i niedowierzanie. Pewnie myślał, że Raquel jest jakąś delikatną duszyczką, z którą można było robić co tylko się chciało. Jeśli tak mu się wydawało, to grubo się mylił. Naraził się teraz na jej gniew.
Szła pewnie, ale wciąż wolno. Nogi bolały ją niemiłosiernie, krzycząc na samca zużyła resztki cennych sił. Była już blisko laboratorium, co bardzo ją ucieszyło. Obróciła się, żeby sprawdzić, czy Kzen jej nie śledzi, ale nic nie zobaczyła. Ucieszyła się z tego, że najwyraźniej zrozumiał i postanowił zostawić ją w spokoju.
Weszła do wnętrza jaskini i odetchnęła z ulgą. Rzuciła się na swoje posłanie zrobione z kamienia porośniętego grubą warstwą mchu. Ostatnio tak źle czuła się właśnie wtedy, gdy użyła swojego roślinkowego daru do przyspieszenia wzrostu owego mchu. Położyła się i nawet nie zauważyła, jak szybko sen ją ogarnął.
<Kzen?>
Od Raquel Cd. Kuroi Hone
Skała odłamała się i roztrzaskała się o morskie fale.
- Nic ci nie jest? - Hone zwrócił się do samicy z obojętnym wyrazem twarzy.
Serce Raquel biło jak oszalałe. Była zdezorientowana i zszokowana tym, co się właśnie stało. Mogła spaść do morza, jednak szybki refleks Kuroi ją uratował.
- Dziękuję… - wydukała po chwili. - W tej chwili mogłabym być plackiem z wilka podanym na skałach na dole…
- Drobiazg. - odpowiedział basior bez emocji.
- I chyba nic mi nie jest. Tylko trochę mnie niepokoją te kruszące się klify.
- Myślisz, że Halcón mógł sobie coś zrobić?
- Wiem, że go tu nie ma. - wadera ponownie nie wyczuła w okolicy żadnych stworzeń. - Znaczy nie ma go żywego. Boję się, że spadł… Nie jest dobry w lataniu…
- Spokojnie. Myślę, że zostałby uratowany jak ty przed chwilą. - zapewnił ją Kuroi Hone.
- Przez to tajemnicze stworzenie?
- Na przykład. - basior odwrócił się i zaczął iść przed siebie.
- Gdzie teraz? - zapytała Raquel, kiedy znowu znalazła się obok niego.
- Nie mam pojęcia… Myślę, że powinniśmy znowu poszukać jakichś śladów…
Samica przybliżyła łeb do ziemi. Wrócili na piasek, więc ślady łapek powinny być widoczne. Nic jednak nie potrafiła dojrzeć.
- Gdzie jesteś? - zapytał samiec cicho.
Raquel spojrzała na niego dziwnie, po czym kontynuowała szukanie śladów. Udali się jak najbliżej dolnej części klifu, żeby na wszelki wypadek przekonać się, czy niej znajdą tam zwłok małego smoka. Mógł on oczywiście wylądować w wodzie, tego jednak nie byli w stanie sprawdzić.
- Spójrz, tędy coś szło! - w końcu Raquel wpadła na częściowo zatarte ślady.
Basiorowi pojawiły się iskierki w oczach.
- To nie są ślady Halcóna. - oznajmił poważnym tonem. - To to drugie stworzenie. Jeśli rzeczywiście cały czas trzymali się razem, to ślady twojego towarzysza też gdzieś tu będą.
- Chyba, że jakimś cudem leciał… - samica zatrzymała się nad pojedynczym śladem dwóch kocich łapek. - To jego, ale znalazłam tylko po dwie łapki co kilka metrów… Odbijał się od podłoża i próbował używać skrzydeł?
- Może - Hone wzruszył ramionami.
- To w sumie dobrze, że się uczy, ale… Czemu? Czemu beze mnie, czemu z tym dziwnym stworzeniem?
- Dziwnym? - obruszył się Kuroi.
- No a wiesz co to jest? - tym razem Raquel przybrała bardziej ponury wyraz twarzy, ironicznie pytając samca.
<Kuroiii?>
Od Bai Langa Cd. Tsuki
-Jak myślicie, gdzie go znajdziemy?- Zapytał Lang.
-Może ma gdzieś tu swoją norkę?- Zasugerował Ren. Pozostała dwójka kiwnęła głowami.
I tak medycy i zielarz zaczęli szukać jakichkolwiek szczelin, gdzie mogłoby znaleźć się zwierzątko, ale skończyło się na tym, że niczego nie znaleźli, żadnej szczeliny gdzie kolfrenek mogłaby się schować lub choćby wejść.
-Tam jest!- Krzyknął Tarou, widząc małego szkodnika, wśród ziół na półkach.
Cała trójka podbiegła w tamtą stronę by go złapać, gdy prawie już go mieli, wymknął się i zaczął uciekać w stronę wyjścia z jaskini. Gdy trójka basiorów straciła już nadzieje, że uda im się złapać małego złodziejaszka pojawiła się Tsuki, która swoją łapą przycisnęła do ziemi, kolfrenka przy tym go zatrzymując.
-Tsuki! Całe szczęście.- Powiedział Bai z delikatnym uśmiechem.
-Od rana mamy problem z tym małym złodziejem.- Odparł Ren, patrząc na przyciśnięte przez łapę wadery zwierzątko.
-Już baliśmy się, że nam zwieje. Na całe szczęście udało ci się go zatrzymać.
Obecny stan: 3711 + 119 = 3830